» Blog » Post RPG-owo
05-11-2008 13:52

Post RPG-owo

W działach: D&D i d20, Różności | Odsłony: 8

Post RPG-owo
W pudełku ze zdjęcia do dzisiaj trzymałem swoje Q-workshopowe, biało-brązowe kości - ostatnie ogniwo, które łączyło mnie z RPG. Kości jednak pożegnały się z pudełkiem - od wczoraj należą formalnie do innego właściciela, znalezionego za pośrednictwem Allegro.

Moja RPG-owa historia zaczęła się jeszcze w starej, dobrej podstawówce. Byłem w 7. klasie i wysłano mnie w nagrodę na pewien wyjazd, na który jechały dzieciaki, które w ten czy inny sposób przysłużyły się szkole (ja trafiłem tam za druk mojego opowiadanka, mocno przesyconego Harrym Harissonem - moją pierwszą fantastyczną fascynacją). Na wyjeździe poznałem pewną dziewczynę (która AFAIK dziś pracuje w warszawskim Paradoxie) mocno grającą w ówczesne AD&D, wydawane przez TM-Semic. Wcześniej kilka razy grałem w Warhammera 1ed., ale to właśnie podręcznik do AD&D był tym, który miałem (skserowany ;)) jako pierwszy. Potem sypnęły się inne Core Rulebooki. W liceum początkowo grałem regularnie, potem magię lochów i smoków przyćmiła nieco magia weekendowego piwa i imprez do rana.

Moja miłość do D&D została odnowiona pewnego wrześniowego, pogodnego dnia, kiedy to w pewnej księgarni zobaczyłem angielskie wydanie Dungeon Master's Guide'a do 3. edycji systemu. Zakochałem się w kolorowych ilustracjach, prostocie zasad i ogólnej bohaterskości systemu. Kupiłem trzy Core'y za niemałą sumkę i znów zacząłem grać (rzadziej) i tworzyć (o wiele częściej). Magia teoretyzowania sprawiła przy okazji, że trafiłem na Poltera - jeszcze w czasach, kiedy nasz dział D&D był istną wylęgarnią plagiatów i pomysłów godnych niepełnosprawnego umysłowo gołębia. Przez długi czas na dedeki nakręcał mnie właśnie Polter (i zin Altar, którego prawdopodbnie nikt już nie pamięta). Do Altara zacząłem spisywać swojego kochanego Pająka z Cormanthoru, który potem w całości pojawił się w dziale dedekowym, robiąc - ku mojejmu zachwyceniu - istną furorę. Zresztą - skrócona werjsa pierwszej części kampanii była moją jedyną publikacją w Ś.P. Magii i Mieczu, którego ten jeden jedyny numer mam do dziś na półce.

Dołączenie do redakcji Poltera zbiegło się z poznaniem przeze mnie kilku innych systemów, w które zabawa jednak nie przekroczyła 2-3 sesji. Dedeki były moją miłością, a poza tym w międzyczasie zostałem szefem działu, a to zobowiązywało. To były dobre czasy, z których pamiętam m.in. moją młodzieżową nienawiść do anty-dedekowego Furiatha, z którym potrafiłem przez dobre kilka dni wykłócać się o to, że D&D to NAPRAWDĘ system, w który da się grać i - co więcej - czerpać z niego przyjemność. Zresztą - za tą prawdę wałczyłbym także i dziś, w dobie nieodpowiadającej mi do końca 4 ed.

Szefowanie działowi D&D to mój najlepszy okres. Miałem od pyty podręczników i jeszcze więcej pomysłów. Umawiałem się na sesje przez net, co miało zwykle ciekawe skutki. Z niektórymi drużynami udawało mi się grać nawet powyżej pół roku ;).

Aha - tu jeszcze muszę oddać hołd obozom Karate, na które jeździłem przez bite 11 lat - dwa razy w roku. Na nich również zawsze było grono RPG-owe, z którym wiążą się wspomnienia najlepszych sesji i pierwszych testów Pająka.... Było super - nawet w przerwach na treningi ;).

Pierwsze symptomy "zdziadzienia" pojawiły się pod koniec liceum, kiedy to odechciało mi się prowadzić. Nadal pisałem, ale moje teoretyzowanie osiągnęło apogeum - do tego stopnia, że niektóre pomysły przerzucałem na kartki bez testowania.

Na pierwszym roku studiów odechciało mi się nawet grać, nie mówiąc już o tym, że miałem na to coraz mniej czasu. Dziewczyna, znajomi, Polter - te czynniki sprawiały, że miałem coraz mniejszą ochotę na "marnowanie" kilku cennych godzin na kiszenie się w dusznym pokoju z kilkoma facetami i opowiadanie sobie zmyślonych historii.

Ponad rok temu sprzedałem ostatnie podręczniki. Kilka miechów temu wywaliłem stare karty postaci do wszystkich systemów, w które kiedykolwiek grałem. Do kosza poszła nawet moja pierwsza warhammerowa postać, która nigdy nie skończyła Śmierci na rzece Reik. Wczoraj natomiast sprzedałem kostki. Jednym słowem - praktycznie nic mnie już z RPG-ami nie łączy.

Żal? Raczej nie. Cały czas utrzymuję się w mocnym przeświadczeniu, że ta rozrywka już jest nie dla mnie. Zdecydowanie bardziej wolę powiedzieć przy piwie niż przy piwie i stertach podręczników. Chyba wyrosłem z tego interesu, nawet pomimo faktu, że fantastyka jako taka nadal pozostaje jednym z moich naczelnych zainteresowań. Teoretyzowanie RPG-owe na blogach mnie nudzi (ostatnio tylko Kadu wgniótł mnie w fotel, ale pewnie nie mnie jednego ;)), na polterowy dział RPG-owy wchodzę tylko po to, żeby zobaczyć, czy wszystko działa jak należy.

RPG-i stanowiły bardzo ważny rozdział w moim życiu, ale ów rozdział został dziś definitywnie zamknięty. Podobnie jak do kilku innych wciągających rzeczy (Mt:G, Warhammer figurkowy, Karate, modelarstwo), prawdopodbnie nigdy już do niego nie wrócę. Ale cieszę się, że Roleplaye tam były - choćby dlatego, że nauczyły mnie pisać, opowiadać, bawić się inteligentnie w towarzystwie... No i sprawiły, że trafiłem na Poltera, a co za tym idzie: stworzyły od podstaw fundamenty mojej obecnej i przyszłej kariery zawodowej. Jeśli więc kiedyś ktoś mnie zapyta, czy warto grać - odpowiedź będzie prosta :).

Komentarze


Kot
   
Ocena:
+3
Meh, 'u suck', jak to mówią...

Jeśli więc kiedyś ktoś mnie zapyta, czy warto grać - odpowiedź będzie prosta

A jeśli drugim pytaniem będzie 'to dlaczego ty już nie grasz'?
05-11-2008 14:09
Furiath
   
Ocena:
+1
Nic dziwnego, że znudziły Ci się RPG, skoro grałeś tylko w infantylne DDki, których targetem są 12-17 latki (FR), oraz true blackmetalowe viking nerdy bez dziewczyn. Ile razy można robić kryptobaldursowe questów "przynieś mi kotka"....

Ha, to był miła próbka naszych postów sprzed lat ;) A Altara, oczywiście, pamiętam. Zbłaźniłem się tam po raz pierwszy, ale nie ostatni :)
05-11-2008 14:43
Repek
    Powiało...
Ocena:
0
...nostalgią i melancholią. :P

Zostaw sobie choć jeden podręcznik, z czegoś trzeba potomków uczyć. :D

Pozdrówka
05-11-2008 15:01
Rebound
    Drugie pytanie...
Ocena:
0
Trzeba dokładnie czytać ;). Odpowiedzią jest: "wyrosłem", "znudziło mi się", "wolę teraz inaczej spędzać czas", "przestało mnie to kręcić". Dość proste chyba.

Grunt to nie zrozumieć mnie opacznie - nie mam nic przeciwko RPG-om, a wręcz przeciwnie. Po prostu ta forma rozrywki mi się już przejadła, podobnie jak kilka innych wymienionych w tym wpisie.
05-11-2008 15:10
10679

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Taką samą puszkę miałem do moich kart MtG. Co prawda ciągle pełna ale nie tykana długi czas... jakiś omen. :)
05-11-2008 15:41
ajfel
    w sumie wolałbym tak jak Ty:)
Ocena:
0
.. stwierdzić, że mi się znudziło, sprzedać/wyrzucić wszystko.
Niestety u mnie tak lekko nie jest, podręczników mi przybywa zamiast ubywać, czytam w wolnych chwilach i od 5 lat marudzę, że nie ma kiedy pograć/poprowadzić:)

edit: ja w takich puszkach trzymam (też zakurzone) karty do Pirates CSG;]
05-11-2008 15:43
senmara
   
Ocena:
+1
Rety, na pewno musiałeś spłacić kredyt zaciągnięty w Tajlandii za bliżej nieokreślone przyjemności i tyle. Dlatego sprzedajesz wszystko co się da i niedługo wystawisz na aukcję stołek redaktorski :P

A poza tym gratuluję odwagi i przyznania się :)
05-11-2008 16:01
Rebound
    senmara...
Ocena:
0
... jak zwykle mnie rozszyfrowała ;). Stołek redaktorski na Allegro wystawiam jednak dopiero po powrocie ze Słowenii ;).
05-11-2008 16:11
18

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ale cieszę się, że Roleplaye tam były - choćby dlatego, że nauczyły mnie pisać

Dumne słowa :P

Mam prawie tak samo, jak ajfel - czasu mało, podręczników dużo i wydaje się, że nie ma kiedy poprowadzić, a zresztą sesje będą wtórne i nudne. Tyle, że ostatnio sytuacja się zmieniła, gram i w RPG, i w WFB, i na dodatek mam dość czasu na obowiązki i inne przyjemności. Innymi słowy, wolę piwo i podręczniki od samego piwa. :)
05-11-2008 17:43
Chavez
   
Ocena:
0
Ja jednak mam podobnie jak ajfel i Encu - podrecznikow przybywa, czasu na sesje ubywa :(
05-11-2008 20:46
15939

Użytkownik niezarejestrowany
    @Rebound
Ocena:
0
Można by odpowiedzieć cytatem z filmu
http://pl.youtube.com/watch?v=XiMa VeeTn7A

Kiedyś znajdą Cię na jakimś konwencie, w pracy, na drugim końcu świata i spytają:

"Grasz Pan w RyPyGy?"

Ty odpowiesz:

"Grałem"

Zagrasz raz z porządnym MG (tudzież sam poprowadzisz jakąś wypaśną sesję), i znowu Cię wciągnie.
05-11-2008 20:49
Neurocide
   
Ocena:
0
Trzeba mieć cojones Rebound, żeby tak o tym napisać, tak się tego wszytskiego wyzbyć, rozdać, sprzedać, zwolnić miejsce na półkach. +1.
06-11-2008 10:21
~JB

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ktoś czasem wychodzi z szafy, Rebound szafę spalił.

Też bym pewnie spalił jakiś czas temu, gdyby nie fakt, że ta jedna sesja rocznie, jaką prowadzę (matko, od ostatniej minął rok z okładem) tak mnie zawsze znów nakręca, że obiecuję sobie więcej wolnego czasu. Ech. A "Cthulhu Dark Ages" i planszowego "Warcrafta" nikt jakoś nie chce ode mnie kupić :)

Może wpiszę się w ton melancholijny, jak skonkluduję, że na popiołach lepiej rośnie ;)
06-11-2008 11:30
~Drachu

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Czasami też mnie takie myśli nachodzą. Walę się wtedy w łeb cegłówką, aż mi przejdzie :) Z sesjami jest różnie - we wrześniu były z 4, w październiku 0. W listopadzie negocjacje trwają.

Gracze, z którymi lubiłem grać wykruszyli się - pracują tak, że nie da się zgrać, wyprowadzili się z miasta lub z kraju. Ja sam opuściłem piękną, słoneczną Gdynię (a moi gracze tu pozostali), przeprowadzając się do miasta lezących swobodnie psich kup, wszechobecnych meneli i korków. Gdańsk jest znacznie mniej user friendly, jasne ma piękną starówkę, ale nastawioną na dojenie niemieckich turystów raczej. Niby to tylko miasto obok - ale dojazd w obie strony to minimum 3 godziny, co sprawia, ze biznes przestaje być opłacalny. Jak już sesja, to najlepiej z noclegiem, bo powrót po nocy z mojego wygwizdowa (Orunia Górna) jest czasochłonny. Gdybym mieszkał w Gdyni, to byłoby więcej RPG, uśmiechu, czasu, seksu (eeee... zapędziłem się). Jasne, w Gdańsku graczy nie brakuje, ale ja mam swój specyficzny styl i z większością nowych ludzi gra mi się średnio (jakoś zwykle trafiam na warzywa, które chcą wysłuchać opowieści Mg, zamiast wspólnie ją tworzyć).

Ale jak już dojdzie do sesji, to RPG bawi mnie jeszcze bardziej niż kiedykolwiek, więc na pewno nie zrezygnuję :) Ot co!
06-11-2008 13:02
Gerard Heime
   
Ocena:
0
Też myślałem, że ramoleję. Na szczęście 2-4 sesje w tygodniu i 5 otwartych kampanii postawiło mnie znowu na erpegowe nogi :)
06-11-2008 18:06
~inatheblue

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Mieliśmy taką chwilę, kiedy myślałam, że z erpegami już koniec (magisterki paru z nas, praca itp...). I co? Właśnie pocinamy sobie w Exalteda, w nową kampanię. Stać nas na dwie sesje w miesiącu, czasami częściej, struktura towarzystwa też się zmieniła - stałe pary, młode małżeństwa, jedno już z dzieckiem. RPGi stały się dla nas tym, czym dla naszych rodziców był brydż. Śmiejemy się, że nasze dzieci będą się nas wstydzić - a moi starzy to zbierają się w sobotę i udają wampiry...
I git :)
08-11-2008 13:40
bukins
   
Ocena:
0
Ostatnio sprzedałem prawie wszystkie swoje podręczniki do Cthulhu. Zostawiłem sobie tylko "Horror w Orient Expressie" z nadzieją, że kiedyś się zbiorę w sobie i to poprowadzę.

Gram bardzo mało, prowadzę jeszcze mniej - jakoś mnie od dłuższego czasu erpegi ni to grzeją ni to ziębią. Jak jest sesja to zagram, jak się z kimś zgadam to poprowadzę. Ale jakoś strasznie mi nie brakuje tego gdy nie gram, powiedzmy, ponad rok.


RPG-i stanowiły bardzo ważny rozdział w moim życiu, ale ów rozdział został dziś definitywnie zamknięty.


Nie wiem, ja tam sobie furtki zazwyczaj zostawiam otwarte.
09-11-2008 01:16

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.